Cięcie maszynką

poniedziałek, lutego 01, 2016

Uf... W końcu dojrzałam do decyzji, że najlepiej uciąć wszystkie zniszczenia naraz, cieszyć się grubymi końcami i brakiem prześwitów zamiast hodować te nieszczęsne strączki i się dołować. Bo tak na prawdę dopiero po ścięciu tego rozjaśnionego, przerzedzonego cholerstwa czuję prawdziwą ulgę, która mi ogromnie ciążyła. Ta ciężkość została dopiero odkryta po cięciu... Czuję się zupełnie inaczej. Do podjęcia takiej decyzji wystarczyło mi tylko 36 minut i zdjęcia po ostatnim myciu (nałożyłam za dużo maski Sylveco).


Wyraźnie widać linię, gdzie powinnam ciąć. Wstyd mi, że doprowadziłam włosy do takiego stanu. Ale teraz jest tylko lepiej, same zobaczcie :) Włosów, tak na marginesie, nie prostowałam! Dałam po prostu na tyle dużo maski Sylveco, że po rozczesaniu szczotką z włosiem dzika się wyprostowały :) I nawet po nocnym koczku nadal są proste, co zobaczycie na ostatnim zdjęciu. Coś czuję, że falowłosą zostanę już tylko w sercu, nie na zewnątrz :D



Potem poprawiłam jeszcze leciutko, bo się okazało, że mój tato źle przyciął (tak, tato dzisiaj był moim fryzjerem :D). Z resztą widać na samym środku taki mały ogonek :) Poniżej włosy już z dzisiaj zabezpieczone nowo kupionym serum od Mariona :) Ciekawi mnie jak maleństwa będą się układały po myciu, mam nadzieję, że będą równie pięknie wyglądały jak teraz.


Obecna długość moich pasm to tylko 73 cm (mierząc od czoła). W tej chwili są one dla mnie bardzo krótkie, ale i dużo prostsze w "obsłudze". Uwielbiam je teraz w wersji prostej i chętnie nosiłabym je tak cały czas. Zobaczymy co to będzie :)

facebook | google+ | instagram

Zobacz to

0 komentarze

Dziękuję bardzo za wszystkie komentarze :* Staram się na wszystkie odpisywać i zaglądać na Wasze blogi, nie musicie się reklamować :)

Zakaz kopiowania i rozprzestrzeniania zdjęć i tekstów bez zgody autora. Obsługiwane przez usługę Blogger.

Popularne posty

Moja lista blogów

Subscribe