Nowość - Miasto Gwiezdnego Pyłu - Georgia Summers
-
*Nietuzinkowe fantasy! *Jako oddana miłośniczka tegoż gatunku, sięgam po
ciekawe premiery. *Miasto Gwiezdnego Pyłu*, to debiutancka powieść, którą
napisa...
1-4 lewa strona; 5-8 prawa strona
Tak jak w tytule. Moje włosy mają po prostu na mnie focha. Olej ze słodkich migdałów nie przypadł im do gustu - spuszone. Powyżej macie eksperyment z olejem z czarnuszki. Wierzchnia warstwa spuszona (fot. 1-4), wewnętrzna ma się bardzo dobrze (fot. 5,6), pojedyncze nawilżone pasma (fot. 7,8). Możliwe, że będę kolejny raz próbować, ale nie podoba mi się zbytnio zapach tego oleju. Może nakładany na mokro da lepsze efekty.
Poza tym kończę za niedługo CP, zostało mi dokładnie 6 dni. Efekty widać w szczególności na paznokciach, włosów jeszcze nie mierzyłam, bo mam nadzieję chociaż na 1 cm. Później wezmę się za odżywkę pokrzywową Anna. Po skończeniu szamponów (Avalon Cosmetics i Labell) będę myła włosy mydłem Alterra, dokładnie tym. Możliwe, że po skończeniu wcierki będę wcierała jakiś olej.
Poza tym kończę za niedługo CP, zostało mi dokładnie 6 dni. Efekty widać w szczególności na paznokciach, włosów jeszcze nie mierzyłam, bo mam nadzieję chociaż na 1 cm. Później wezmę się za odżywkę pokrzywową Anna. Po skończeniu szamponów (Avalon Cosmetics i Labell) będę myła włosy mydłem Alterra, dokładnie tym. Możliwe, że po skończeniu wcierki będę wcierała jakiś olej.
A jak u Was sprawdza się olej ze słodkich migdałów i z czarnuszki? Nakładacie go na suche włosy, na mokro czy na odżywkę?
Wiele włosomaniaczek uwielbia Tangle Teezer, inne szczotki z włosia, a reszta ceni sobie grzebienie. Ja należę do tej ostatniej grupy z wielu powodów (m.in. dlatego, że jeszcze nie mam własnej szczotki TT ani z włosiem), które zaraz Wam wymienię i myślę, że i w tym Wasze powody się pokryją z moimi.
Grzebienie są dobre dla tych dziewczyn, które nie mają zbyt wielu kołtunów, ich włosy się łatwo rozczesują i nie chcą ich zbytnio męczyć. Grzebień z szeroko rozstawionymi zębami jest jednym z naszych częstych wyborów. Ja, osobiście, wolę właśnie taki kawałek plastiku lub drewna. Nie dość, że zajmuje mało miejsca to nie psuje mojej fryzury, choć zdarza się, że zwyczajnie puszy moje włosy. Najczęściej go używam do zaczesania włosów do tyłu.
+ włosy, które osadziły się na grzebieniu można łatwo wyjąć
+ z szerokim rozstawem zębów dobry dla włosów delikatnych, kręconych
+ z wąskim rozstawem zębów jest stworzony dla włosów prostych, lekko falowanych
+ lekki
- nie rozczesze włosów tak jak szczotka
+ można nim rozprowadzać odżywkę lub inny produkt
+ cena
+ dostępność
- może się złamać, jeśli plastik jest zbyt twardy
- może przyczyniać się do niszczenia włosów
- większość grzebieni ma ostre końce
Plusy i minusy grzebienia
+ zajmuje dużo mniej miejsca niż szczotka+ włosy, które osadziły się na grzebieniu można łatwo wyjąć
+ z szerokim rozstawem zębów dobry dla włosów delikatnych, kręconych
+ z wąskim rozstawem zębów jest stworzony dla włosów prostych, lekko falowanych
+ lekki
- nie rozczesze włosów tak jak szczotka
Plusy i minusy grzebienia plastikowego
+ idealny do rozczesywania na mokro+ można nim rozprowadzać odżywkę lub inny produkt
+ cena
+ dostępność
- może się złamać, jeśli plastik jest zbyt twardy
- może przyczyniać się do niszczenia włosów
- większość grzebieni ma ostre końce
Plusy i minusy grzebienia drewnianego
+ twardy, solidny, małe ryzyko złamania
+ nie szkodzi włosom, grzebień jest wykonany z całości z drewna, żaden element nie jest doklejany, nie ma szans o cokolwiek zahaczać
+ może posłużyć parę ładnych lat
+ łagodnie zakończone końce
/ zależy od włosów - może spuszyć lub wygładzić
- nie jest zbyt dobry do rozczesywania na mokro
- ryzyko zużycia - mogą odchodzić drzazgi - należy wtedy przetrzeć papierem ściernym, aby nie zahaczał o włosy
- może się wygiąć, jeśli przebywa w wilgotnym miejscu
- końce grzebienia mogą się zabrudzić, co nie wygląda estetycznie, należy go często czyścić (np. na prawdę lekko wilgotną szmatką)
- cena
- dostępność
+ nie szkodzi włosom, grzebień jest wykonany z całości z drewna, żaden element nie jest doklejany, nie ma szans o cokolwiek zahaczać
+ może posłużyć parę ładnych lat
+ łagodnie zakończone końce
/ zależy od włosów - może spuszyć lub wygładzić
- nie jest zbyt dobry do rozczesywania na mokro
- ryzyko zużycia - mogą odchodzić drzazgi - należy wtedy przetrzeć papierem ściernym, aby nie zahaczał o włosy
- może się wygiąć, jeśli przebywa w wilgotnym miejscu
- końce grzebienia mogą się zabrudzić, co nie wygląda estetycznie, należy go często czyścić (np. na prawdę lekko wilgotną szmatką)
- cena
- dostępność
Mimo, że drewniany zbiera ode mnie nieco więcej minusów niż plastik - wolę zdecydowanie drewniaka ;) Lubię go. Także większość dziewczyn wybiera drewniane. Mam nadzieję, że pomogłam Wam podjąć decyzję.
A Wy jaki grzebień używacie? Czy wolicie szczotkę?
W ostatnim poście pisałam, że podcięłam włosy. Końce są gładkie, błyszczące i w końcu brak białych końcówek, a co najważniejsze - nie plączą się. Powyższe zdjęcie zrobiłam dzień po ścięciu, już po myciu. Od skalpu do karku tradycyjnie olej kokosowy (Vitaquell), na reszcie spoczęła Vatika kokosowa (chwaliłam się Wam na fanpage, że moja mama staje się włosomaniaczką :) Podkradłam jej na spróbowanie). Umyłam resztkami szamponu Labell z 5 kroplami aloesu zatężonego x10 i nałożyłam na parę minut odżywkę Inecto arganową. Nie byłam zadowolona jakoś z efektu, więc zakręciłam w koczka, a później widząc ten smętny i cienki kuc zrobiłam warkocz. Rozstrzepałam na wszystkie strony i wyszło takie coś. Fotkę strzelił mój TŻ, który też będzie się chciał za niedługo włosami pochwalić.
Dziękuję Wam za komentarze, to tylko mnie utwierdza w przekonaniu, że podążam dobrą drogą do idealnych włosów :) Za Was także trzymam kciuki i cieszę się, gdy Wam się udaje.
Poniżej w formie GIFu - ostrzenie nożyczek babciną metodą - na igłę :) Mam nadzieję, że skorzystacie, bo nożyczki są po niej niewyobrażalnie ostre!
Swoją droga robienie takich gifów nie jest trudne, chyba zacznę coraz częściej takie robić.
Już miałam lecieć do fryzjera, by oddać się w złe ręce (wybaczcie, ale po prostu fryzjerzy napawają mnie złością, bo wielokrotnie spratolili sprawę). Widziałam te nieszczęsne poszarpane, białe końce i nie wiedziałam co robić, miałam duży dylemat. I zrobiłam co zwykle. Doskonale naostrzyłam nożyczki (babciną metodą: cięcie igły) i poszukałam na blogach poradników jak dobrze obciąć włosy (moja metoda nie była żadną metodą, szukałam czegoś bardziej profesjonalnego). Trafiłam na dwa przydatne posty: Kosmetycznej Hedonistki i Marty, dzięki którym widzicie efekty powyżej. Połączyłam obie metody i białych końców ani śladu, a także smętnie wiszącego ogona :) Poszło około 2 cm.
Wpadłam na pomysł, by zrobić listę postów z różnych blogów dotyczących obcinania włosów. Wtedy każdy znalazłby metodę dla siebie. Co Wy na to? :)
Serum Apteczki Agafii jest znane chyba wszystkim włosomaniaczkom i nie tylko. Jedni ten produkt nienawidzą, drudzy wręcz uwielbiają, a jeszcze inni mają stosunek neutralny. O ile ja na początku byłam skłonna dać mu ocenę pozytywną, tak daję teraz neutralno-pozytywną. Winę ponosi tylko i wyłącznie mój marudny skalp.
Serum zaczęłam stosować w okolicach końca lutego, zaraz po tym jak skończyłam wcierać Capitavit. Początkowo serum przedłużało świeżość włosów - nawet i o pół dnia, co się bardzo chwali. Niestety później dopadły mnie wątpliwości, czy czasem kosmetyk nie powoduje zwiększonego wypadania. Okazało się, że tylko o kilka włosków więcej wypadało - nie była to jakaś drastyczna zmiana, nie przejmowałam się tym. Włosy nie zatykały odpływu, więc było dobrze. Stosowałam go raczej co drugie mycie, wychodziło 2/3 razy na tydzień, więc tak jak wg zaleceń. Wychodzi na to, że w jest wydajny - 5 miesięcy, a on jeszcze się nie skończył :)
Za to miałam problem z samą butelką, a dokładnie atomizerem. Atomizer jak atomizer, wyglądał na początku przyzwoicie. Niestety zawiódł mnie - serum wyciapało całą górną część, zamiast czystej bieli jest teraz brąz, nie wygląda estetycznie jak na początku. Dodatkowo bardzo często się zacinał, nie chciał dozować wcierki, męczyłam się z nim długo gdy już powoli sięgał dna. A gdy atomizer usunęłam... poczułam zapach terpentyny. Poważnie. Kto malował kiedykolwiek farbami olejnymi lub majstrował coś w piwnicy, wie jak potrafi cuchnąć terpentyna. Na szczęście serum nie ma aż tak duszącego smrodu, jest on zdecydowanie lżejszy, ale to było moje pierwsze skojarzenie. Myślę, że całkiem trafne. Kolor brązowy wcierki nie jest widoczny na włosach, szybko się wchłania, przy okazji tonizuje skalp i do tego teraz go używam (post Michasi o tonizowaniu skalpu). Zdarzało się, że skóra swędziała, ale zdarzało się tylko wtedy, jeśli doświadczyła większej ilości płynu. Ważne, że łupieżu się nie nabawiłam :)
Działanie serum na początku bardzo mnie zadowoliło. Jednakże mój skalp, jak szybko polubił serum, tak szybko się od niego odzwyczaił i zaczął go traktować bardzo neutralnie. Na początku grzywka wynosiła 29,5-30 cm, wnioskując po zakończeniu kuracji Capitavitem. Ostatni pomiar był przed braniem CP, kilka dni temu - 34 cm. W podsumowaniu luty-maj pisałam, że grzywka miała... też 34. Włosy stanęły w miejscu. 4,5 cm w 5 miesięcy? Hm. Obawiałam się właśnie, że staną w miejscu, i stanęły. Jaka ja papla :)
Za to miałam problem z samą butelką, a dokładnie atomizerem. Atomizer jak atomizer, wyglądał na początku przyzwoicie. Niestety zawiódł mnie - serum wyciapało całą górną część, zamiast czystej bieli jest teraz brąz, nie wygląda estetycznie jak na początku. Dodatkowo bardzo często się zacinał, nie chciał dozować wcierki, męczyłam się z nim długo gdy już powoli sięgał dna. A gdy atomizer usunęłam... poczułam zapach terpentyny. Poważnie. Kto malował kiedykolwiek farbami olejnymi lub majstrował coś w piwnicy, wie jak potrafi cuchnąć terpentyna. Na szczęście serum nie ma aż tak duszącego smrodu, jest on zdecydowanie lżejszy, ale to było moje pierwsze skojarzenie. Myślę, że całkiem trafne. Kolor brązowy wcierki nie jest widoczny na włosach, szybko się wchłania, przy okazji tonizuje skalp i do tego teraz go używam (post Michasi o tonizowaniu skalpu). Zdarzało się, że skóra swędziała, ale zdarzało się tylko wtedy, jeśli doświadczyła większej ilości płynu. Ważne, że łupieżu się nie nabawiłam :)
Działanie serum na początku bardzo mnie zadowoliło. Jednakże mój skalp, jak szybko polubił serum, tak szybko się od niego odzwyczaił i zaczął go traktować bardzo neutralnie. Na początku grzywka wynosiła 29,5-30 cm, wnioskując po zakończeniu kuracji Capitavitem. Ostatni pomiar był przed braniem CP, kilka dni temu - 34 cm. W podsumowaniu luty-maj pisałam, że grzywka miała... też 34. Włosy stanęły w miejscu. 4,5 cm w 5 miesięcy? Hm. Obawiałam się właśnie, że staną w miejscu, i stanęły. Jaka ja papla :)
[Pokaż opis producenta][Ukryj opis]
Aktywne serum ziołowe na porost włosów zawiera w swoim składzie kompleks ekstraktów i olejów z roślin stymulujących pobudzenie wzrostu - prawoślaz, cytryniec chiński, żeń-szeń, melisa, korzeń łopianu, pokrzywa, kotki brzozowe oraz prowitaminę B5, kompleks drożdży piwnych, papryczkę chili i Climabazol®
Składniki aktywne:
- Prawoślaz (Althaea Officinalis Extract) - bogaty w substancje o charakterze nawilżającym działa osłaniająco, zmiękczająco, pozwala utrzymać prawidłowe nawilżenie.
- Cytryniec chiński (Shizandra Chinensis Officinalis Oil) - działanie tonizujące i wzmacniające.
- Żeń-szeń (Panax Ginseng Extract) – zapobiega łysieniu i wypadaniu włosów, posiada działanie regenerujące.
- Melisa (Mellissa Officinalis Leaf Oil) – intensywnie odżywia i tonizuje skórę, nadając jej zdrowy wygląd.
- Łopian (Arctium Lappa roqt Extract) - przeciwdziała wypadaniu włosów, łupieżowi, ma działanie antyseptyczne, oczyszczające, ograniczające łojotok, kojące. Działa tonizująco na skórę głowy.
- Pokrzywa (Urtica Dioica Extract) – wzmacnia włosy, przeciwdziała ich przetłuszczaniu i wypadaniu, zapobiega łupieżowi.
- Ekstrakt z kotków brzozowych (Betula Alba Extract) - nadaje włosom blask, zapobiega wypadaniu, poprawia ukrwienie skóry głowy co skutkuje dotlenieniem i odżywieniem cebulek włosowych.
- Drożdże piwne (Yeast Extract) – poprawiają strukturę włosa, wzmacniają, przyśpieszają wzrost. Kompleks drożdży piwnych zawiera proteiny (źródło energii), witaminy grupy B, wszystkie podstawowe aminokwasy. Zapewnia kompleksowe działanie odżywcze.
- Papryka ostra (Capsicum Annuum Fruit Extract) – jest dobrym środkiem na porost włosów, powoduje łagodne podrażnienie, zaczerwienienie skóry i uczucie ciepła. Jest to naturalny środek który ma zdolność do rozszerzania naczyń krwionośnych, w wyniku czego stymuluje uwalnianie histaminy która stymuluje podział komórek i wzrost nowych. Wysoka zawartość witaminy A, witaminy C i innych składników odżywczych, zawartych w papryce pomaga odżywiać i chronić komórki u nasady włosów, aktywizuje mikrokrążenie, co poprawia transport odżywczych substancji bezpośrednio do korzeni włosów.
- Climbazol ® - hamuje rozwój Pityrosporum ovale - grzybków powodujących wykształcenie łupieżu, zapobiega ich powstawaniu
- Prowitamina B5 - stymuluje przemianę materii, aktywizuje regenerację komórek skóry.
Bez spłukiwania. Stosować 2-3 razy w tygodniu przez 2-3 miesiace. Produkt przeszedł badania w laboratoriach Ministerstwa Zdrowia Rosji
źródło: wizaz.pl
Aktywne serum ziołowe na porost włosów zawiera w swoim składzie kompleks ekstraktów i olejów z roślin stymulujących pobudzenie wzrostu - prawoślaz, cytryniec chiński, żeń-szeń, melisa, korzeń łopianu, pokrzywa, kotki brzozowe oraz prowitaminę B5, kompleks drożdży piwnych, papryczkę chili i Climabazol®
Składniki aktywne:
- Prawoślaz (Althaea Officinalis Extract) - bogaty w substancje o charakterze nawilżającym działa osłaniająco, zmiękczająco, pozwala utrzymać prawidłowe nawilżenie.
- Cytryniec chiński (Shizandra Chinensis Officinalis Oil) - działanie tonizujące i wzmacniające.
- Żeń-szeń (Panax Ginseng Extract) – zapobiega łysieniu i wypadaniu włosów, posiada działanie regenerujące.
- Melisa (Mellissa Officinalis Leaf Oil) – intensywnie odżywia i tonizuje skórę, nadając jej zdrowy wygląd.
- Łopian (Arctium Lappa roqt Extract) - przeciwdziała wypadaniu włosów, łupieżowi, ma działanie antyseptyczne, oczyszczające, ograniczające łojotok, kojące. Działa tonizująco na skórę głowy.
- Pokrzywa (Urtica Dioica Extract) – wzmacnia włosy, przeciwdziała ich przetłuszczaniu i wypadaniu, zapobiega łupieżowi.
- Ekstrakt z kotków brzozowych (Betula Alba Extract) - nadaje włosom blask, zapobiega wypadaniu, poprawia ukrwienie skóry głowy co skutkuje dotlenieniem i odżywieniem cebulek włosowych.
- Drożdże piwne (Yeast Extract) – poprawiają strukturę włosa, wzmacniają, przyśpieszają wzrost. Kompleks drożdży piwnych zawiera proteiny (źródło energii), witaminy grupy B, wszystkie podstawowe aminokwasy. Zapewnia kompleksowe działanie odżywcze.
- Papryka ostra (Capsicum Annuum Fruit Extract) – jest dobrym środkiem na porost włosów, powoduje łagodne podrażnienie, zaczerwienienie skóry i uczucie ciepła. Jest to naturalny środek który ma zdolność do rozszerzania naczyń krwionośnych, w wyniku czego stymuluje uwalnianie histaminy która stymuluje podział komórek i wzrost nowych. Wysoka zawartość witaminy A, witaminy C i innych składników odżywczych, zawartych w papryce pomaga odżywiać i chronić komórki u nasady włosów, aktywizuje mikrokrążenie, co poprawia transport odżywczych substancji bezpośrednio do korzeni włosów.
- Climbazol ® - hamuje rozwój Pityrosporum ovale - grzybków powodujących wykształcenie łupieżu, zapobiega ich powstawaniu
- Prowitamina B5 - stymuluje przemianę materii, aktywizuje regenerację komórek skóry.
Bez spłukiwania. Stosować 2-3 razy w tygodniu przez 2-3 miesiace. Produkt przeszedł badania w laboratoriach Ministerstwa Zdrowia Rosji
źródło: wizaz.pl
Althaea Officinalis Extract, Shizandra Chinensis Officinalis Oil, Panax Ginseng Extract, Mellissa Officinalis Leaf Oil, Arctium Lappa roqt Extract, Urtica Dioica Extract, Betula Alba Extract, Yeast Extract, Capsicum Anuum Fruit Extract, Climbazole, Allantoin, Pantothenic Acid, Neolone
Opis składu przeczytacie, jeśli klikniecie w pogrubiony link powyżej. Wg mnie ma bardzo dobry skład i należy chwalić i rozpowszechniać, co by inne firmy się zainspirowały.
Mnie kosmetyk nie zachwycił, ani nie rozczarował. Nadal będę go stosowała - zostalo mi go na kilka użyć, tak jak mówiłam do tonizowania skalpu. Za niedługo dowiecie się także, czy CP mnie zachwycił - może akurat moje fale ruszą i troszeczkę urosną? Wynik może być też trochę zafałszowany, biorę aktualnie potas i magnez ze względów zdrowotnych. Ale będzie dobrze, wspomnę o tym :)
Mnie kosmetyk nie zachwycił, ani nie rozczarował. Nadal będę go stosowała - zostalo mi go na kilka użyć, tak jak mówiłam do tonizowania skalpu. Za niedługo dowiecie się także, czy CP mnie zachwycił - może akurat moje fale ruszą i troszeczkę urosną? Wynik może być też trochę zafałszowany, biorę aktualnie potas i magnez ze względów zdrowotnych. Ale będzie dobrze, wspomnę o tym :)
Hm... dawno takiego postu z tej serii nie było. Może i lepiej? Za często być nie może ;) Pierwsze zdjęcie może podsumować ostatni tydzień. Zaczęłam wybitnie, dzisiaj jest dzień treningowy. Na polu jest taki gorąc, że zrobię dywanówkę z Tiffany Rothe albo Mel B. Będzie lepiej, i dla mojego serducha, i dla mojej psychiki, a moje nogi cierpieć nie będą aż tak (chyba :D). Jak widzicie dalej - olej ze słodkich migdałów - właśnie mam go na włosach. Dozownik w tym oleju to jakiś żart, ale lepiej taki, niż wielka dziura :) Olej palmowy nie spisuje się za nic na moich włosach, ale za to będę próbowała go nakładać na skalp czy na skórę - może akurat coś wyjdzie? :D
Poziomka z listkiem - mój faworyt miesiąca - na sypaną herbatkę. Spełnia swoje zadanie bardzo dobrze, a ja i tato nie będziemy przeklinać już herbat i z chęcią kupowali takowe. Nawet dzisiaj widziałam suszone płatki hibiskusa jako herbatkę, 100% hibiskusa. Korci, żeby na włosy nałożyć...
I na samym końcu - stewia! Moja mama jest cudowna, wiedziała, jak bardzo chciałabym mieć tą roślinkę. I znalazła! Na ryneczku (zgodnie z reklamą - ryneczku Lidla, ale niestety nie...) gdzie zapłaciła za nią 10 zł. Taka niespodzianka po stresujących badaniach! :) Jeśli chcecie, mogłabym co jakiś czas pisać jak stewia sobie rośnie... o ile mi nie uschnie, wymagająca z niej roślina!
A jak tam u Was? Gorąco? Mam nadzieję, że chłodek przyjdzie szybko :)
Takie szampony zawsze budzą we mnie niepokój... zwłaszcza, gdy w składzie nie ma ani wzmianki o kiwi, tylko jest to sławne aroma. Wierzę producentom, iż owy zapaszek jest pochodzenia naturalnego, choć nie musi. Owy kosmetyk jak na razie nie zrobił mi większej krzywdy, przez co od razu mówię, że ten szampon dla mojej skóry to żaden bubel. Bardzo przyjemnie pachnie, bardzo słodkie, chemiczne kiwi. Uwielbiam ten zapach, dlatego żałuję, że nie utrzymuje się na moich włosach. Chociaż może i lepiej, bo ktoś inny by marudził, że się utrzymuje i jest paskudny ;)
Dziwię się, że ten szampon nie jest znany w blogosferze. Mam nadzieję, że go w jakiś sposób wypromuję i będzie git. Bo zasługuje na to. i głowy, które lubią Equilibrę, powinny także i z nim się polubić. Może będzie godnym zastępcą? Porównajmy tylko składy, a potem już będziecie mogli przeczytać resztę informacji o bohaterze dzisiejszego postu.
Labell: Aqua, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Ammonium Lauryl Sulfate, Glycerin, Cocamidopropyl Betaine, Inulin, Benzyl Alcohol, Sodium Cocoamphoacetate, Sodium Benzoate, Aroma, Phytic Acid. Cena: ok. 8 zł Dostępność: Intermarche | Equilibra: Aqua, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Ammonium Lauryl Sulfate, Lauramidopropyl Betaine, TEA-Lauryl Sulfate, Maris Salt, Polyquaternium-44, C12-13 Alkyl Lactate, PEE-6 Caprylic Capric Glycerides, Polyquaternium-7, Parfum, Phenoxyethanol, Benzoic Acid, Disodium EDTA, Cl 42090, Cl 19140. Cena: 16-22 zł |
Co do dostępności szamponu Equilibry - szczerze nie interesuję się tym szamponem, ale regularnie widzę go w sklepach sieci Wispol. Nie wiem co jest w nim takiego, że ludzie go uwielbiają...
[Pokaż opis producenta][Ukryj opis]
Składniki pochodzące z kontrolowanych upraw ekologicznych. Bez parabenów, bez phenoxytanolu, bez PEG-ów, bez barwników, bez silikonów. Nie testowane na zwierzętach.
96% wszystkich składników jest pochodzenia naturalnego, w tym 10% pochodzi z kontrolowanych upraw ekologicznych.
Przejdźmy do bohatera dzisiejszego postu :) Jest to szampon w białej butelce - poręcznej, o niewielkim otworze i gabarycie - ma 200 ml. Powiem Wam, że trudno mi określić jego wydajność - ponieważ myję włosy co 3-4 dni, w dodatku nie pamiętam kiedy go dokładnie kupiłam. Trafiam na średnią, w kierunku wysokiej. Konsystencja nieco żelowata, przeźroczysta i wręcz znakomicie się pieni, przynajmniej na mojej głowie. Pachnie tak, jak napisałam wcześniej - chemicznym kiwi.
Działanie ma całkiem fajne. Mój skalp go lubi w połączeniu z jeszcze większą ilością aloesu i czuje się zadowolony. Bez dodatku półproduktu mści się lekko zwiększonym wypadaniem. Za długo przytrzymany na włosach (moja specjalność...) potrafi je wysuszyć, o splątaniu nie mówiąc. Nie da sie rozczesać pasm bez odżywki, ale która włosomaniaczka w tych czasach nie korzysta z nawilżaczy? Nie swędzi mnie po nim skalp, ani nie dopatrzyłam się łupieżu, więc dla mnie jest numerem 2. Pod numerem 1 kryłby się on, gdyby nie wymagał małego wspomagania :)
Produkt pochodzenia francuskiego znalazł miejsce na polskich półkach Intermarche. Na mojej także. Według mnie jest to jeden z lepszych szamponów jakich używałam. Mam nadzieję, że przy następnej wizycie w sklepie będzie na mnie czekał, a może jakaś promocja się nawinie?
Mam nadzieję, że Was zachęciłam do zainteresowania się tym szamponem? :) Czego teraz używacie?
Na Instagramie już zapewne widziałyście, że opublikowałam zdjęcie koszulki, którą kupiłam od rodziców Bartka. Nie dość, że ta koszulka dodaje +100 do motywacji, to jeszcze pomogłam małemu i niezwykle radosnemu dziecku :) Pierwszy bieg mam zaplanowany na następny poniedziałek - niestety praca wybiła mnie z rytmu, mimo, że ją skończyłam to i tak nie mogę się zabrać za jakąkolwiek aktywność... ale damy radę :) Dla Bartka!
Jeśli jesteście zapalonymi biegaczkami, bierzecie udział w zawodach lub po prostu chcecie pomóc Bartkowi kupując koszulkę lub wpłacając symboliczną kwotę - wejdźcie na naszmaraton.pl lub fanpage. To nie jest żadna reklama, po prostu chcę pomóc Bartkowi z własnej niewymuszonej woli. Ot tak :)
~*~
Całkiem inny temat, ale chciałam wszystkich poinformować, że w końcu biorę się za CP. Jestem świadoma jakie konsekwencje mogę ponieść (m.in. wysyp pryszczy...), ale będę się starała, by wszystko poszło dobrze. Wiecie co jest najśmieszniejsze? Że ulotka informuje nas, że... skutki uboczne nie występują przy prawidłowym dawkowaniu :)
Niestety mam tylko jedno opakowanie - co oznacza, że muszę przyjmować tylko dwie tabletki na dzień by kuracja trwała w przybliżeniu miesiąc. Wiem, że efekty nie będą super zadowalające, ale może coś się uda.
Tak na marginesie... kolejna fala współprac na wschodzie... ;)
A Wy brałyście CP? Jakie efekty?
W końcu druga część recenzji :) Jeśli chcecie przeczytać pierwszą, zapraszam tutaj.
Szampon chwiejnym krokiem zmierza ku denku, zostało go na zaledwie parę użyć. To będzie post podsumowujący moją współpracę z tym kosmetykiem - bardzo dobrym z resztą. To był najbardziej wydajny szampon jaki miałam okazję użyć i na prawdę mam szczerą chęć kupna go po raz drugi, lub innego, np do podrażnionej skóry głowy. Świetnie współpracował z gliceryną (1 kropelką na porcję) i aloesem zatężonym x10 (lałam jak popadnie, ale wychodziło ok. 7-10 kropel na porcję). Włosy nie wypadały, a skalp był i jest zadowolony. Choć u nasady, zaraz po myciu i zmyciu odżywki, włoski były lekko tępe. Włosy nie plątały się na długości, jeśli przed myciem je rozczesałam. Zapach nadal mnie uwodzi, jest cudowny. Jest to jeden z lepszych szamponów i będę to powtarzała ciągle.
Efekty po farbowaniu henną eld widzieliście już w aktualizacji włosowej. Nie wiem czy pisałam, ale Heenary miałam już dość - moje włosy niesamowicie cuchniały po jej użyciu, a ja jako, że pracuję z ludźmi to taki zapach nie wypada posiadać.
Na eldową skusiłam się po tym jak w mojej ukochanej Zielarni nie było czystej henny, oprócz drogiej khadi. Znalazłam inny sklep zielarski, gdzie powieszone były właśnie najróżniejsze henny firmy eld i wybrałam tą czystą - chnę. Czy drogie? 4,50 zł/25 g. Za 100 g wychodzi 18 zł, ale to i tak taniej niż khadi.
Czy ta henna różniła się czymś od poprzedniczek? Kolor jak i konsystencja była taka sama. Farbowanie też przebiegło bez problemu (choć zaczynam mieć problemy z farbowaniem na długości...). Kolor wyszedł moim zdaniem piękny.
Hennę zalałam zaparzonym rumiankiem, ponieważ miałam nadzieję, że kolor będzie odrobinę jaśniejszy, ale jak zwykle mi się nie udało. Dodałam także kilka łyżek odżywki Hegron do spłukiwania, przez co włosy tak nie śmierdziały. Były całkiem znośne!
Przez kilka myć henna dawała o sobie znać kolorową wodą. Przez kilka myć, co było niesamowite, bo przy innych tak nigdy nie było.
Fale są dziełem warkocza.
Na pewno będę tą hennę kupowała. O ile przyszła praca mi pozwoli. O ile ją dostanę :) Powinnam ten post już dawno opublikować, jednakże chciałam się upewnić, że henna na to zasługuje. I zasługuje w pełni, bo kolor nadal trzyma.
W końcu rzeczy, które chciałam kupić od dawna i właśnie przedwczoraj mogłam sobie na nie pozwolić :) W ręce pierwsze wpadło mi mleczko z 10% zawartością mocznika z Isany. Ponoć mocznik jest bardzo dobry na rozstępy (nie wiem gdzie ja to przeczytałam... ale o tym mleczku na pewno u Wiedźmy), a można mnie już nazywać wręcz tygrysem (rozstępy na biodrach i... w zgięciach kolan! Od razu białe, fioletowych nawet nie było), więc stwierdziłam - czemu nie? Może akurat coś się poprawi i będzie mniej widoczne? Zwłaszcza, że nie są one piękne... Każdy sposób jest dobry, trzeba próbować.
Drugim produktem jest mydło Alterry - lawenda i malwa (pisałam o nim tutaj). Bardzo fajny skład przemawia za nim, by spróbowac go jako szamponu (ale szampon Labell i tak do mnie wróci w postaci nowego opakowania), zwłaszcza, że znowu było na promocji (tak samo jak w lutym) - 5,19 zł.
Korektory Wibo 4in1 kupiłam pod wpływem Ani z bloga aniamaluje.com i z tego zakupu cieszę się niezmiernie - bo moja buzia dawno korektora nie widziała :) Ostatnią rzeczą jest drewniana szczotka do ciała - wg producenta ułatwia walkę z cellulitem. Mam wątpliwości co do jakości i montażu tych wypustek - mam nadzieję, że żadna nie wypadnie, a jeśli taka rzecz będzie miała miejsce to dam znać. Bo podejrzewam, że wiele dziewczyn z cellulitem poradzić sobie nie może, tak jak ja. Już dwa dni masuję sobie nią nóżki - masaż bardzo przyjemny.
Dla dziewczyn z Rzeszowa kilka fotek! Otwarto nowe Hebe, na ulicy Grunwaldzkiej rozdawano pyszne krówki! Pozdrawiam Panów, którzy je rozdawali! Skutecznie poprawiali humor :)... a te stare, wiecznie niezadowolone panie powinny się... papierkami wypchać. Rzeszów nie jest taki miły jak się wydaje :)
Drugim produktem jest mydło Alterry - lawenda i malwa (pisałam o nim tutaj). Bardzo fajny skład przemawia za nim, by spróbowac go jako szamponu (ale szampon Labell i tak do mnie wróci w postaci nowego opakowania), zwłaszcza, że znowu było na promocji (tak samo jak w lutym) - 5,19 zł.
Korektory Wibo 4in1 kupiłam pod wpływem Ani z bloga aniamaluje.com i z tego zakupu cieszę się niezmiernie - bo moja buzia dawno korektora nie widziała :) Ostatnią rzeczą jest drewniana szczotka do ciała - wg producenta ułatwia walkę z cellulitem. Mam wątpliwości co do jakości i montażu tych wypustek - mam nadzieję, że żadna nie wypadnie, a jeśli taka rzecz będzie miała miejsce to dam znać. Bo podejrzewam, że wiele dziewczyn z cellulitem poradzić sobie nie może, tak jak ja. Już dwa dni masuję sobie nią nóżki - masaż bardzo przyjemny.
Dla dziewczyn z Rzeszowa kilka fotek! Otwarto nowe Hebe, na ulicy Grunwaldzkiej rozdawano pyszne krówki! Pozdrawiam Panów, którzy je rozdawali! Skutecznie poprawiali humor :)... a te stare, wiecznie niezadowolone panie powinny się... papierkami wypchać. Rzeszów nie jest taki miły jak się wydaje :)
Robiłyście ostatnio zakupy? Może byłyście ostatnio w hebe? Pochwalcie się!
Zakaz kopiowania i rozprzestrzeniania zdjęć i tekstów bez zgody autora. Obsługiwane przez usługę Blogger.