Szybko zapychający bubel, czyli Lomi Lomi Aloe 7 Skin Scheluder Monday Juicy Mask

środa, października 01, 2014


Jakiś czas temu będąc w hebe ekspedientka zaoferowała mi kupno maseczki, którą widzicie powyżej. Zachwalaniom nie było końca, a w jej przypadku aż trzydniowe nawilżenie trochę mnie zdziwiło, może dlatego postanowiłam go wziąć? Nie kosztowała zbyt wiele, 3 złote z groszami, niby nie szkoda, ale chyba jednak... 

Maska jest koreańskiego pochodzenia, dodatkowo jest jedną z siedmiu maseczek na każdy dzień tygodnia. Ta akurat jest na poniedziałek i, o zgrozo, ten najgorszy dzień tygodnia można jeszcze sobie zepsuć (żeby nie przeklinać) nakładając tą maskę na twarz. Uwierzcie mi, że gdy otworzycie opakowanie wyciągniecie ułożoną w kosteczkę materiałową, ociekającą mazią, sheet mask. Samo nakładanie według mnie jest dosyć nieprzyjemne, bo nie dość, że ona jest na prawdę mokra, to nasze palce są pełne żelu, a miałam dodatkowo problemy, żeby to rozłożyć. Na twarzy prezentowało się tak, że moja mama wybuchła śmiechem, a moje rodzeństwo nie chciało mnie widzieć... :) Dlatego mimo iż zrobiłam zdjęcie to Wam się za Chiny nie pokażę.

Producent nakazał, aby trzymać maź od 15 do 30 minut, ja wytrzymałam około 20, a planowałam znacznie więcej. Cóż się okazało? Ja wiedziałam, że tak będzie, bo niedawno się cieszyłam, że mam pierwszy koreański kosmetyk w swojej bazie... Zaczęło coś szczypać. Coraz bardziej, a ja nie mogłam się ani podrapać ani co, bo palce zaraz byłyby pełne kosmetyku. Zdecydowałam się na porzucenie nawilżającego materiału. Ściągnęłam go z twarzy, wycisnęłam żel na dłonie i rozsmarowałam jeszcze na skórze. I tak od godziny bodajże 11:40 do godziny 17 to coś schnęło na mojej twarzy... Poważnie. Twarz wyglądała okropnie - rumieńce bardziej widoczne niż zwykle, skóra jakby tłusto-nawilżona, bardzo świecąca, a na wieczór... krosty. Naliczyłam chyba z 4... Umyłam mydłem cedrowym od Babuszki Agafii, bo na razie tylko ono jest w stanie uspokoić moją skórę (zawsze na twarz pomaga mi to co na twarz nie jest przeznaczone... :))

Water, Butylene Glycol (humektant), Glycerin (humektant), Aloe Barbadensis Leaf Extract (ekstrakt z aloesu, humektant, emolient), Carbomer (emulgator), Disodium EDTA (konserwant), Allantoin (regeneruje), Betaine (humektant), Hydrolyzed Elastin (humektant), Sodium Hyaluronate (humektant), Trehalose (humektant), Hydrogenated Lecithin (emulgator), Caprylic/Capric Triglyceride, Diethoxyethyl Succinate (rozpuszczalnik), Ceramide 3 (humektant), Alcohol (rozpuszczalnik), Castanea Crenata Shell Extract, Cucumis Sativus (Cucumber) Fruit Extract (emolient), Glycyrrhiza Glabra (Licorice) Root Extract (emolient), Salvia Miltiorrhiza Root Extract, Schizandra Chinesis Fruit Extract, Coptis Japonica Root Extract, Rhus Semialata Gall Extract, Methylisothiazolinone (konserwant), PEG-60 Hydrogenated Castor Oil (substancja powierzchniowo-czynna), Caprylhydroxamic Acid, Caprylyl Glycol (humektant, emolient), Chlorphenesin (konserwant), Ceteth-20 (substancja powierzchniowo-czynna), Steareth-20 (substancja powierzchniowo czynna i emulgator), Tocopheryl Acetate (humektant, antyoksydant), Glyceryl Stearate (emolient i emulgator), Cetearyl Alcohol (emolient), Neopentyl Glycol Dicaprate (syntetyczny ester, emolient), Cetyl Ethylhexanoate (syntetyczny ester, emolient), Phenoxyethanol (konserwant), Triethanolamine (regulator pH), Fragrance
Skład znalazłam na tej stronie, bo producent kieruje do magicznego "Indredients", którego nigdzie na opakowaniu nie widzę, a i mogliby pod szlifować trochę angielski... Ogólnie skład długi, niezbyt fajny, ale co zrobię, jak producent nie chce nas o niczym informować oprócz obietnic. Na niebiesko podkreśliłam te składniki, które zapychają, a na fioletowo te, które mogą podrażnić.

Rano moja twarz była tak tłusta, że pożal się mój mały jeżyku. Ale on się raczej śmiał, że takie coś dałam na twarz.


Wyglądała okropnie. Na szczęście po ponownym umyciu mydłem moja twarz znów powróciła do normalności i wygląda ok. Nadal jest nawilżona i gładka, nie potrzebuje dodatkowej porcji kremu, co mnie zdziwiło i w tej kwestii mile mnie zaskoczyła. Ale, ale... broda była pełna podskórnych krostek. No nie mogło być tak pięknie...

Maski nie polecam, dlatego o niej napisałam. Nie tylko mnie zapchała, niestety...

Zobacz to

7 komentarze

  1. Ojoj zapamiętam by jej unikac :/
    a na jakimś blogu czytałam same pochwalne recenzje tych maseczek..

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, że w miarę szybko dało się opanować sytuację. Mi jak na razie (odpukać :D) pomaga seria Manuka w połączeniu ze szczoteczką z rosmanna, o której kiedyś Ci pisałam. :)
    Na przyszłość będę wiedziała, żeby unikać tej maseczki. ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. A to bubel :D. Dobrze, że buzia już wraca do siebie!

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja trafiłam na same negatywy :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeśli chodzi o rumieńce to tak, ale ten wysyp podskórnych gulek nadal trwa i mydło w tym pomaga :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Niestety nie podano na opakowaniu składu, przez co nie mogłam sprawdzić, czy na pewno mojej skórze się spodoba :< Ale spróbowałam i ostrzegam :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję bardzo za wszystkie komentarze :* Staram się na wszystkie odpisywać i zaglądać na Wasze blogi, nie musicie się reklamować :)

Zakaz kopiowania i rozprzestrzeniania zdjęć i tekstów bez zgody autora. Obsługiwane przez usługę Blogger.

Popularne posty

Moja lista blogów

Subscribe